O miłość do tradycyjnej muzyki norweskiej z Ewą Grochowską z kapeli „Tęgie Chłopy".

 (...) jesteśmy miłośnikami (...) muzycznych podróży w czasie, do poprzednich pokoleń i do własnego wnętrza (...)” - Ewa Grochowska (Tęgie Chłopy).

Zdjęcie ze zbiorów zespołu.

Magdalena Kalwak (KulTur): 10 lutego zagraliście swój koncert w Oslo.

Jakie macie skojarzenia z Krainą Fiordów?


Ewa Grochowska (Tęgie Chłopy): Pierwsze, co przychodzi mi do głowy to niesamowity instrument - skrzypce hardingfele (Hardanger fiddle). Mają na tyle charakterystyczny, subtelny, porywający i piękny dźwięk, że chyba nie sposób pomylić ich z jakimś innym instrumentem. Kiedy je słyszę, to myśli fruną w stronę Norwegii. 

Na pewno jest też w nas tęsknota za daleką północą, za północnym krajobrazem i surowością przyrody. Na wyobraźnię też bardzo działa to, że Norwegia ma tak mało mieszkańców. Wyobrażamy sobie, że to inaczej wpływa na relacje między ludźmi, powoduje myślenie o wspólnocie.


Foto ze Store Norske Leksikon.

Magdalena: O, zaskoczyliście mnie tymi skrzypcami. Muszę więcej się o nich dowiedzieć. A jakie macie oczekiwania?


Ewa: Myślę, że każdy z członków i członkiń zespołu ma inne. Ja bardzo chciałabym porozmawiać z kimś z publiczności, która przyjdzie na nasz koncert. I zapytać o odczucia: jak postrzega naszą muzykę? Jak się do niej tańczy i czy w ogóle wydaje się ona Norwegom taneczna? Tradycje tańca tradycyjnego w tym kraju są bardzo bogate, to jest olbrzymi świat. Dlatego wyobrażam sobie, że nasza muzyka będzie dla Norwegów inspiracją taneczną, ale wolałabym sama od nich to usłyszeć. Żeby albo to potwierdzili, albo zdementowali. 

Ktoś z naszego zespołu chciałby zobaczyć fiordy, ktoś inny chciałby spróbować norweskich przysmaków - ile ludzi, tyle pomysłów. Naszym wspólnym oczekiwaniem jest spotkanie, interakcja i kontakt z norweską publicznością i wzajemne poznanie się.


Magdalena: Nogi same się rwą do tańca słysząc Wasze dźwięki. Ale Wasza muzyka przenosi też słuchaczy na dawne wesela i wiejskie zabawy z okolic Łagowa i Opatowa, gdzie można poczuć klimat tamtych lat. To swoista podróż w czasie. Kiedy narodził się pomysł na taki właśnie zespół?


Ewa: Tak, to jest podróż w czasie. Pomysł narodził się przede wszystkim z tego, że wszyscy w zespole jesteśmy miłośnikami takich właśnie muzycznych podróży w czasie, do poprzednich pokoleń i do własnego wnętrza. Dla nas ta kultura i dźwięki mają niesamowity walor opowieści o życiu we wspólnocie, o tożsamości, o związku z ziemią i krajobrazem. Ta muzyka służyła i nadal służy do wyrażania różnych aspektów życia, zwykłych, codziennych i świątecznych. Jest zarówno użytkowa, jak i służąca do artystycznej ekspresji.

Zaczęliśmy ją zgłębiać mniej więcej od 2012 roku, od czasu przygotowań do organizacji „Kieleckiego Taboru Tańca”. Tabor odbywał się w małej wsi - Sędku na Kielecczyźnie i był dedykowany miejscowej tradycyjnej muzyce. Ludzie uczyli się grać, śpiewać i tańczyć. Część naszej ekipy była mocno zaangażowana w jego organizację. Byli autorami i autorkami całej koncepcji. I podczas tych muzycznych poszukiwań muzyka tak nas zachwyciła - przede wszystkim muzyka zmarłego w tamtym roku klarnecisty Stanisława Witkowskiego z Opatowa - że postanowiliśmy założyć zespół.


Magdalena: To piękna historia. Polacy uwielbiają kryminały Jo Nesbø, czy też Jørn Lier Horst. Słuchają norweskiej grupy muzycznej Wardruna, czy Aurory. Podziwiają prace Edvarda Muncha. A Wy, macie swoich ulubionych artystów/autorów z Krainy Fiordów?


Ewa: Myślę, że to, co dla nas wszystkich w zespole jest wspólne, to miłość do tradycyjnej muzyki norweskiej. Jest grana na różnych lokalnych festiwalach i wydarzeniach, na konkursach muzyki ludowej i tańca. Jest częścią życia, ale także szkolnej edukacji muzycznej. To nas w  Norwegii zachwyca! Pomimo różnic pomiędzy Polską a Norwegią oraz zupełnie innej specyfiki życia i społecznych więzi, tu i tam tradycje muzyczne są kontynuowane. Bardzo się o nie dba. To nas fascynuje i urzeka.



Wywiad autoryzowany.


Redakcja i korekta tekstu - Magdalena Kalwak.



Komentarze