Zimowa wyprawa rowerowa kontra depresja - rozmowa z Pawłem Niedźwiedziem.

"(...) to podróż mojego życia. Odkrywam powoli nowego siebie i pokłady energii, które we mnie tkwiły. Ci mega cudowni ludzie na mojej drodze (...). To jest jak sen, z którego nie chciałbym się wybudzić (...)"- Paweł Niedźwiedź.

Zimowe widoki z trasy.

Magdalena Kalwak (KulTur): Wyruszyłeś tą zimową porą w podróż po Norwegii,
na rowerze, aby walczyć z depresją. Dlaczego akurat tak ciężka wyprawa?
Paweł Niedźwiedź: Przede wszystkim po to, żeby pokazać sobie, że coś jednak jestem w stanie zrobić dobrze w swoim życiu. Zacząłem tę wycieczkę, żeby dać sobie szansę na to, aby zacząć żyć i zacząć cieszyć się z tego życia. Co przez to rozumiem? Do tej pory odniosłem całą masę porażek i to na każdej płaszczyźnie. Czy to prywatnej, czy zawodowej. Zdaję sobie sprawę, że zawiodłem też nieraz bliskie mi osoby. Za każdym razem jednak wstawałem z kolan na nowo, wciąż patrząc z optymizmem w przyszłość. Teraz myślę, że przyszedł czas, żeby tą swoją “naukę życiową” przekuć w sukces 🙂.

Ta wyprawa, to był impuls. 

Pomyślałem, że skoro znowu siedzę w mieszkaniu sam, gdzieś w południowo - wschodniej Norwegii (Horten kommune); z daleka od bliskich; po raz kolejny nie mam pracy; w dodatku zbliża się zima, i kończy się kolejny rok, w którym stuknęło mi 40 lat. I może zrobiłem krok w przód, ale też trzy kroki w tył, czyli znowu końcowy bilans jest ujemny. 

To w takiej sytuacji pozbierałem myśli i wyszło na to, że: 

rower + zima + wycieczka + pizza - to może być dobre połączenie! Czemu by nie spróbować 😀.

Pizza Pawła.
Jeśli chodzi o trasę, to skończę ją w Tromsø. Jest jeszcze opcja, że wybiorę się dalej, aż na Nordkapp. Zastanawiam się też nad ewentualną zbiórką crowdfundingową (przyp. red. crowdfunding, inaczej finansowanie społecznościowe, to sposób na pozyskiwanie środków finansowych na projekty przez zbiórki publiczne) na  mojego Food Truck’a z pizzą.
Magdalena: Twoje plany brzmią interesująco. Jesteś w Norwegii od 2018 roku. pracowałeś jako zbrojarz, jeździłeś Food truckiem, a także miałeś swoją własną działalność. Czy depresja dopadła Cię właśnie w krainie fiordów?
Paweł Niedźwiedź w trasie.
Paweł: Jakbym miał określić, kiedy pojawiły się u mnie pierwsze symptomy depresji, to myślę, że można by się cofnąć nawet ze 20 lat. Ale tak, jak kiedyś moich trzech wykształconych kolegów stwierdziło, że ja to bym mógł wykłady prowadzić pod tytułem: "Jak nie dać się depresji", to też nigdy tak do końca nie dopuściłem do tego, żeby jej objawy całkowicie mnie sparaliżowały.
Przyczyn tej choroby może być sporo. U mnie są to głównie problemy finansowe, które wpływają znacząco na moje życie. Właściwie na każdy jego aspekt.
Jednak jeszcze pod koniec 2021 roku było średnio fajnie. Łagodnie mówiąc. Zorientowałem się, że po prawie 2 latach różnego rodzaju współpracy z jedną z norweskich firm, zostałem potraktowany, jak przedmiot. I tak, 10 grudnia stanąłem na stropie 6 piętra jednego z budynków w Tønsberg. Było kilka minut po 7 rano. Padał deszcz ze śniegiem. Około 0 stopni, a ja, stałem jak wryty i nie mogłem się ruszyć. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje…
Poszedłem jednak do stołówki i tak przy stole przesiedziałem 6 godzin. Był piątek.
W poniedziałek, 13 grudnia naszykowałem się jak zwykle do pracy. Stanąłem w przedpokoju, gotowy do wyjścia, ale… zawróciłem. Zdjąłem ciuchy, wróciłem do łóżka i tak właściwie kilka dni leżałem patrząc w sufit. Czasami tylko do kuchni i łazienki wstawałem. Pisał do mnie mój kierownik, ale dopiero po czterech dniach miałem siłę mu odpisać. Po tygodniu zgłosiłem się do swojego lekarza. Dostałem zwolnienie (przedłużane aż do marca 2022 roku) i potwierdzenie, że to jednak depresja.
Otulony śniegiem.
Magdalena: Czasem tak właśnie znienacka dopada człowieka taka melancholia. Najważniejsze, że otrzymałeś pomoc. 
Pokonujesz tę trasę w bardzo ciężkich warunkach (zdarzyło się nawet - 20ºC) w śnieżycach i w deszczu. Myślę, że podobnie jest z zaburzeniami depresyjnymi. Też trzeba się zmagać z ogromnymi przeszkodami. Dużo łatwiej jest, kiedy ma się przy sobie kogoś, kto Cię wspiera i rozumie. Masz taką osobę?
Paweł: Jestem tu sam. Mam super rodzinę w Polsce, która mnie wspiera, ale przeważnie na odległość. Nie mam żony, dzieci, ale mam całą masę długów w Polsce i teraz również w Norwegii. W kwietniu tego roku skończę 41 lat. Życie jest jedno, długi z dnia na dzień nie znikną, ale warto walczyć. Iść do przodu, szukać nowych możliwości.
Magdalena: Tak, to bardzo ważne żeby się nie poddawać. A Ty masz jeszcze niezwykły talent - Twoje rysunki ołówkiem,  czy węglem są niesamowite! Co pomaga Ci w najgorszych chwilach? Sport? Muzyka? A może ugniatanie ciasta na pizzę?
Kopenhaga oczami Pawła.

Paweł: Rower! Ale także tenis ziemny, spacery, fajni ludzie, jeżeli są tacy w pobliżu 🙂. Ugniatanie ciasta też, ale dla kogoś 😀. Muzyka również, ale to bardziej, jak już łapię tę dobrą energię, to wtedy pojawia się muzyka. Różna. Od polskiego rocka, tego starszego, przez amerykański, plus hip hop. Ten polski, ale też i zagraniczny. Bardziej starsze utwory niż współczesne. T.Love, Kazik, Metallica, Red Hot Chili Pepper, U2. Molesta, Pezet, Jay - z, czy Limp Bizkit. Ale czasami też inne klimaty, jak Grechuta, czy Stare Dobre Małżeństwo.

Czasami też dobry film,  jak “Forrest Gump”, którego widziałem kilkanaście razy. McImperium, o historii powstania McDonalda, czy “Pieniądze to nie wszystko” z Markiem Kondratem. I książki. Na przykład kryminały Jørn Lier Horst’a, byłego policjanta z Vestfold w Telemark. To tak na oderwanie się od rzeczywistości. Dla mnie dobre, bo głowa ucieka na chwilę w inny świat.  I jeszcze “Paragraf 22”.

A kiedy pojawiał się ten najgorszy etap, jak czułem kompletną pustkę i bezsilność, to przeczekałem to. Przemęczyłem się, aż pojawiło się “okienko”. Taki impuls, moment w głowie, że teraz trzeba spróbować coś zrobić. Że przez chwilę te najgorsze emocje stanęły w kącie i to właśnie wtedy, wybierałem się na kilkukilometrowy spacer po plaży i morsowanie. Ale taki moment, trzeba wyczuć i zebrać w sobie siły. Wiedziałem, że jak tego nie zrobię, to ta depresja mną zawładnie na całego.

Magdalena: O, tak! Książki, filmy, czy też różne formy aktywności to bardzo dobre sposoby na depresyjne smutki. Nocujesz u ludzi dobrej woli i mówisz, że poznajesz na swej drodze wielu wspaniałych Polaków. Wśród emigrantów często słyszy się powiedzenie: “Jak Polak za granicą Ci nie zaszkodził, to już Ci pomógł”, ale Twoja historia pokazuje, że może być inaczej.

Paweł: Tak! Mega fajnych ludzi spotykam w swojej podróży. Pojawiają się różne opcje, ciekawi ludzie do mnie się zgłaszają. Powoli uchylają się drzwi z różnymi możliwościami przede mną. Sam jestem podekscytowany, co ta podróż jeszcze mi przyniesie 🙂.

Magdalena: Odważnie opowiadasz o swojej misji na grupach internetowych, gdzie otrzymujesz ogromne wsparcie od zupełnie obcych ludzi. To pokazuje też, że temat tej choroby przestaje być już tak wielkim tabu wśród Polaków. W Norwegii depresja jest uznawana za ciężką chorobę i w tym kraju chorzy otrzymują pomoc. Ale Ty, postanowiłeś radzić sobie z nią w inny sposób.

Paweł: Tak. Kiedy po raz kolejny dostrzegłem, że depresja puka do moich drzwi, pomyślałem, że muszę zareagować. Ale tym razem, już tak ekstremalnie. Tu właśnie pojawił się pomysł wycieczki. I okazuje się, że jest to podróż mojego życia. Odkrywam powoli nowego siebie i pokłady energii, które we mnie tkwiły. Ci mega cudowni ludzie na mojej drodze: Polacy, a od pewnego etapu również Norwegowie. To jest jak sen, z którego nie chciałbym się wybudzić.
Hania z psiakiem.


Wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów Pawła Niedźwiedzia.

Redakcja i korekta tekstu: Magdalena Kalwak.

Wywiad autoryzowany.



Komentarze