O runach, artefaktach i Hand poke z Aleksandrą Mikułą (Norna Tattoo).

 (...) runy nigdy nie powinny być przypadkowe. Zapisując runę, otwieramy (...) kanał dla konkretnej energii, tworzymy amulet (...)” - Aleksandra Mikuła (Norna Tattoo).

Magdalena Kalwak (KulTur): Na początku sierpnia pojawisz się ze swoim stoiskiem na Wataha Festival, gdzie będzie można wytatuować sobie runy z alfabetu Futhark. Opowiesz o nich coś więcej?

Aleksandra Mikuła (Norna Tattoo): Przede wszystkim ogromnie się cieszę, że mogę uczestniczyć w polskim Festiwalu Wataha odbywającym się na pięknej norweskiej ziemi.

Mówiąc o runach Futhark, pragnę zaznaczyć, że jest to najstarsza forma pisma runicznego. Ściśle związana z mitologią nordycką, której jestem entuzjastką. Od dziecka interesowałam się archeologią i wyobrażałam sobie kim byli nasi przodkowie. Na szkolnych wycieczkach wlepiałam nos w szybę wystawy muzealnej i zastanawiałam się, jak coś może leżeć niewzruszone setki lat pod naszymi stopami, jaką historię ma do opowiedzenia dany przedmiot. I tu pojawiają się wymowne runy. Znajdziemy je na artefaktach, sztućcach, kamieniach, biżuterii, narzędziach oraz broni. Runy mają moc. Naprawdę! W epoce starożytności plemiona germańskie i nordyckie, używały run w celu połączenia się z konkretną energią, która miała nadać danej osobie siłę, ochronę lub decyzyjność. Historyczne konotacje są zatem zbieżne ze współczesnym użyciem zapisu runicznego. Dodam, że runy nigdy nie powinny być przypadkowe. Zapisując runę, otwieramy (w pewnym sensie) kanał dla konkretnej energii, tworzymy amulet. Liczy się zatem intencja.

Powyższy temat jest tak głęboki, kolorowy i pełen magii, że można by o nim rozprawiać całą noc. Najlepiej przy ogniu 🙂.

Magdalena: To byłyby ciekawe historie 😊. W swojej twórczości wykonujesz malowidła na skórze także tradycyjną, prastarą techniką Hand poke. Gdzie się jej nauczyłaś?

Aleksandra: Tajniki tej metody zdradziła mi tatuatorka Karolina Czaja z “Primitive Tattoo”, która jako pierwsza, kilkanaście lat temu naznaczyła moją skórę tatuażem. Oczywiście historycznym. Wciąż doskonalę umiejętności, a moja mentorka wspiera mnie w tym rozwoju. Aktualnie jestem w trakcie kolejnych warsztatów w “Primitive Tattoo”.

Magdalena: Interesujące. Czym Hand poke różni się od techniki używanej w obecnych czasach?

Aleksandra: Hand poke to pierwotna metoda tatuowania. Polega ona na wbijaniu tuszu pod skórę. Kropka po kropce. Igła napędzana jest jedynie ruchem dłoni. Żadnych maszyn, prądu, czy zakłóceń. Tę technikę od wieków wykonują między innymi rdzenne plemiona w Borneo, Indonezji, Japonii, na Filipinach, w Tajlandii, czy też tatuaże ochronne wykonywane przez buddyjskich mnichów. Hand poke jest wyjątkowy, bo pomaga stworzyć więź między tatuatorem, a osobą tatuowaną. Często w naturze, w harmonii i z dźwiękiem. Nie wyobrażam sobie, by wykonać amulet z silnym przekazem brzęczącą maszynką w studiu.

Zwolennikami tej metody będą osoby wyjątkowo wrażliwe na ból, ponieważ w tym przypadku jest on zminimalizowany. Jedynie czas pracy igłą nieco się wydłuża.

Magdalena: To swoiste przeniesienie się w czasie podczas stosowania tej formy tatuażu. Mówisz, że: “(...) tatuaż ma znaczenie. Wzory etniczne mogą być intencją na skórze (...)”. Jak dobierasz odpowiedni wzór? Czy znaczenie ma tu też intuicja? Ja pamiętam, że od zawsze wiedziałam jakie chcę mieć obrazy na swoim ciele. A teraz zastanawiam się nad kolejnym. U Ciebie 🙂.

Aleksandra: Dobór wzoru zależy w dużej mierze od klienta, ale to kwestia współpracy. Długo walczyłam ze sobą i jakiś czas temu postanowiłam, że nie zrobię wzoru, którego nie poczuję osobiście. To kwestia etyki. Przecież chcę, by projekt był zgodny z energią klienta, estetyczny oraz aby kilkugodzinna praca nad tatuażem była przyjemnością.

Ktoś, kto do mnie przychodzi, wie z czym pracuję. Najczęściej wymieniamy się wiadomościami przed spotkaniem w studiu i wspólnie ustalamy konkrety.

Będzie mi bardzo miło i zapraszam Cię do mojego domowego zacisza. Na pewno odnajdziemy wspólną energię 😀.

Magdalena: Oj, tak 😀. To będzie przygoda. Na swoich social - mediach piszesz: “(...) tatuaże dają mi to czego szukam. Wolność, spokój, praca dla siebie z wolnymi ludźmi i rozwój wewnętrzny (...)”. Kiedy poczułaś, że to jest Twoja droga? Będąc jeszcze w kraju nad Wisłą, czy już nad Zachodnim Wodospadem 😉 (Vestfossen)?

Aleksandra: To był długi i złożony proces. Od dziecka podobały mi się tatuaże. Kto nie malował sobie rąk, czy nie naklejał obrazków z gum do żucia? W moim przypadku temat poszedł stromo z górki odkąd skończyłam 18 lat. Funkcje psychospołeczne tatuaży i ich negatywny wydźwięk w polskim społeczeństwie, jak na złość wzmagał we mnie chęć posiadania kolejnych malowideł. I ponieważ zawsze byłam przekorna, tak na przekór wszystkim i wszystkiemu nie wyrosłam z tej sztuki. Na poważnie od zawsze czułam, że to co noszę wydobywa ze mnie siłę, przypomina mi kim jestem i co kocham.

Gdy wyjechałam do Norwegii zobaczyłam, że tu jest akceptacja i otwartość na tego typu dzieła. Lekarze, pielęgniarki, czy przedszkolanki noszą wytatuowane pełne rękawy, kolorowe szyje. Piercing jest tu na porządku dziennym.

Pomysł przyszedł do mnie w czasie, gdy tkałam krajki /dekoracyjny wyrób ludowy w postaci wąskiego paska (od kilku do kilkunastu centymetrów), barwnie tkany przy użyciu bardka lub wykonywany techniką tkania tabliczkowego - przyp. red./, zajmowałam się rekonstrukcją historyczną strojów oraz zaczytywałam się w kolejnych wygrzebanych książkach dotyczących wzornictwa wczesnego średniowiecza.

A jakby tak przenieść wzór krajki na skórę?” - pomyślałam. Biłam się z myślami, czy to warto, przecież tyle lat pracuję w medycynie, ale brakuje mi świata artystycznego i związanych z nim kolorowych dusz. Aż pewnej nocy odwiedziły mnie we śnie trzy kobiety i tylko jedna z nich zechciała do mnie przemówić, pozostałe siedziały obrażone. Autentycznie obudziłam się zlana potem i zastanawiałam się kim są te kobiety. Sen był tak wyraźny, że nie zapomniałam go zaraz po przebudzeniu. Po chwili olśniło mnie, że to Norny /(Szepczące) - trzy wieszczki z plemienia olbrzymów, tkaczki ludzkiego losu - przyp. red./ z mitologii nordyckiej. No i maszyna ruszyła 😀. Postawiłam wszystko na jedną kartę. Całą karierę medyczną przesunęłam na bok, a dom postawiłam na głowie. Od tego momentu wszystko zaczęło się samo układać. Na cześć Norn powstała nazwa studia. Czuję, że się rozwijam, poznaję dobrych ludzi, odwiedzam muzea i inspiruję się historią i naturą. Reszta sama przyjdzie z doświadczeniem.

Magdalena: Znam to uczucie wolności, a zarazem szczęścia, kiedy w norweskim społeczeństwie możesz być sobą i nikt Cię nie ocenia. To dodaje skrzydeł i odwagi do walki o siebie. A Norny? Cóż, to niezwykłe kobiety w mitologii. Twoją inspiracją są książki historyczne, wykopaliska archeologiczne, muzea, ale też wszelkiego rodzaju wydarzenia, które dotyczą epoki średniowiecza. Jakie wystawy zachwyciły Cię najbardziej w Krainie Wikingów? Masz swoje ulubione postaci z tamtych, dawnych czasów?

Aleksandra: Zdecydowanie najbardziej zapierającym dech w piersiach jest muzeum łodzi wikingów znajdujące się na Bygdøy w Oslo. Odwiedziliśmy je z mężem kilkanaście razy. Majestatyczne, drewniane olbrzymy, pochówki z okresu wikingów. Jest nam obojgu szczególnie bliskie, ponieważ mąż długie lata pływał łodziami historycznymi tzw. drakkarami i gdy tylko mogłam towarzyszyłam mu, jednocześnie ucząc się na wodzie lub w skansenie historii, rzemiosł dawnych, jak tkanie, zielarstwa oraz sztuk ozdabiania ciała.

Moją ulubioną postacią jest Olav Tryggvason, który zajmuje szczególne miejsce wśród norweskich królów okresu wikingów. Jego burzliwa historia życia, bitwy morskie, męska szorstka przyjaźń, długie łodzie oraz historia miłości między nim, a Sigridą Storråde przyprawia mnie o ciarki. Świetnie uchwyciła to moja ulubiona pisarka Elżbieta Cherezińska, która inspiracje czerpie również z historycznych miejsc.

Magdalena: Jeszcze tej autorki nie znam. A z chęcią poznam ;). A filmy? Utwory literackie? Czytasz też w języku Ibsena?

Aleksandra: Tak, norweskim posługuję się na co dzień. Bardzo ważne było dla mnie by szybko przeniknąć do kultury norweskiej. Bardzo podoba mi się ten język. Lubię ich kino, nominowany do Oscara film biograficzny “Kon-Tiki” o historii słynnego Thora Heyerdahla, film fantasy “Łowca trolli”, dramat “Tunnelen”, czy dramat “Bølgen”.

Literatura: Jo Nesbø i wszystkie dzieła tej norweskiej gwiazdy literatury kryminalnej.

Magdalena: Norwegowie mają zgoła inne filmy, niż Amerykanie. Dla mnie też jest ważne, że mogę je oglądać w oryginale i niejako zanurzyć się w norweską kulturę. Wierzysz w uzdrawiającą moc pradawnych symboli na ciele? Czy ma znaczenie też miejsce, w którym malowidło zostanie wykonane?

Aleksandra: Należy się wsłuchać i wskazać, gdzie na ciele tatuaż znajdzie swój najlepszy rezonans. Emocje przechowywane są nie tylko w mózgu, ale i w całym ciele. Świadome tatuowanie może wzmocnić pole energetyczne osoby noszącej taki amulet. To takie Feng Shui na ciele. Należy wiedzieć, gdzie i co można umieścić, aby nie nabałaganić sobie w życiu. Świadomość + estetyka są kluczem.

Magdalena: Warto ten klucz posiadać ;). Jakie drogi sprowadziły Cię do Królestwa Norwegii?

Aleksandra: Moi rodzice przyjechali do Norwegii kilkanaście lat temu. Ja miałam do napisania maturę, studia, a kilka nieprzyjemnych upadków później wylądowałam za granicą sprzątając domy. Nie było źle, tylko jakbym wszystko zaczynała od nowa. Teraz powiedziałabym, że to fajnie, że dostałam drugą szansę od losu na lepsze życie. Rok po roku, coraz głębiej zakochiwałam się w Norwegii, a znajomość norweskiego pozwoliła mi zdobyć inną pracę. Nagle bum… Po 4 latach nie mając kompletnie żadnego zaplecza kupiliśmy wymarzony dom, uprawiamy ogród, mamy kury i psy pasterskie. Norwegia lubi zaskakiwać 🙂.

Magdalena: To fantastycznie! Gdzie (według Ciebie) spotyka się Norwegia z Polską?

Aleksandra: 5% polskich genów pochodzi ze Skandynawii. Mamy więc w sobie krew północy. Dla mnie to tam zaczęło się wszystko, w VII w.

Poza historią i badaniami to współcześnie łączą nas góry, piesze wycieczki, bliskość z naturą, podążanie za szczęściem i poczuciem spełnienia. Radość z codzienności i chęć przebywania z bliskimi i ogólnie bycie dobrym dla innych, i przede wszystkim dla siebie samych. Uczymy się wzajemnie.



Wywiad autoryzowany.

Fotografie pochodzą ze zbiorów Aleksandry Mikuły.

Redakcja i korekta tekstu - Magdalena Kalwak.



Patron medialny Wataha Festival:

 

Komentarze