Taniec śmierci na Wataha Festival z zespołem Totentanz.
"Każdy jest równy wobec śmierci i każdy kiedyś zatańczy taki taniec" - zespół Totentanz.
Magdalena Kalwak (KulTur): Już na początku sierpnia tegoż lata wystąpicie na Wataha Festival. To jeden z największych festiwali w Norwegii z hasłem: “Od ludzi dla ludzi”. Będziecie tam po raz pierwszy. Macie z tym wyjazdem związane jakieś oczekiwania?
Totentanz: Tak. Jak to mówią: do trzech razy sztuka. To nasze trzecie podejście do tego festiwalu (dla każdego z nas również pierwsza wizyta w Norwegii) i mamy nadzieję, że widzowie zapamiętają nas na długo. Gramy energetyczną rockową muzykę, która ”ładuje baterie” i takie właśnie jest nasze oczekiwanie. Naładować energią publikę i stworzyć, jak najlepszą atmosferę podczas koncertu. I oczywiście poznać kolejnych fajnych ludzi, którzy staną się nowymi fanami, mając nadzieję na rychły powrót przy innej okazji.
Magdalena: O, tak! Wasza muzyka dodaje siły. I zapewne w Krainie Fiordów przybędzie Wam kolejnych. Ale na początku może być trudno zapamiętać nazwę Waszego zespołu (chyba, że ktoś jest miłośnikiem węgierskiego pianisty - Franciszka Liszta 😉). Czym dla Was jest “Taniec śmierci/Taniec szkieletów”?
Totentanz: Dawno temu, w Koninie, dwie starsze panie przyszły na nasz koncert będąc przekonane, że przyszły właśnie na Liszta. Cierpliwie wysłuchały kilku kawałków, po czym (doskonale to pamiętam) wyszły z sali oklaskiwane przez naszych sympatyków. O ile ”Taniec śmierci” kojarzy się z Lisztem, o tyle my kojarzymy tę nazwę nieco ogólniej. Każdy jest równy wobec śmierci i każdy kiedyś zatańczy taki taniec. I o takich różnych historiach i ludziach traktują teksty naszych piosenek. W zasadzie to od urodzenia każdy z nas powoli zaczyna taki taniec.
Magdalena: To prawda. Swego czasu miałam przyjemność pracować przy organizacji koncertu w Drammen, panów z grupy muzycznej “Poparzeni Kawą Trzy” i w wywiadzie, którego mi udzielili powiedzieli, że:
“(...) Jeśli Norwegowie przyjdą na nasz koncert, to zjemy lutefisk (...) /przyp. red. - tradycyjne danie rybne w kuchni norweskiej, spożywane w okresie Świąt Bożego Narodzenia/”. Czego Wy chcielibyście skosztować w ojczyźnie Edvarda Griega?
Totentanz: Szczerze mówiąc, liczymy na to, że nie zaskoczą nas kotletem schabowym z kapustą. Nie jesteśmy wybredni jeśli chodzi o kulinaria, więc chętnie spróbujemy norweskiej kuchni.
Magdalena: Polecam spróbować brunost (brązowy ser z mleka koziego i krowiego), a na przekąskę słodki batonik Kvikk Lunsj. Norweski świat kultury to wielkie nazwiska: Ibsen, Munch, Grieg, czy też z współczesnych Jo Nesbø, Jan Garbarek, A-ha. Czy macie swoje, inspirujące Was postaci z kraju Wikingów?
Totentanz: Prędzej zespoły. Dla mnie osobiście (Rafał Huszno) świetnym zespołem jest Donkeyboy. Będąc dzieckiem słuchałem A-ha, który był bardzo popularnym zespołem w Polsce i królował swojego czasu na dyskotekach, na które nie chodziłem, ale lubiłem ten zespół.
Magdalena: Warto posłuchać też Wardruny, Plumbo, czy też zespołu pisarza Jo Nesbø – Di Derre. Polacy w Norwegii to największa mniejszość narodowa. Każdy z nas ma inną historię i jest tutaj z różnych powodów. Bylibyście w stanie rzucić wszystko w kraju nad Wisłą i przenieść się do Królestwa Norwegii?
Totentanz: Jeśli zaistniałyby takie powody (a nie można wykluczyć niczego) to można mieszkać w zasadzie wszędzie. Ważne tylko z kim. Reszta się zwykle układa sama. Kto wie, może festiwal Wataha spowoduje takie decyzje?
Wywiad autoryzowany.
Wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów zespołu.
Redakcja i korekta tekstu – Magdalena Kalwak.
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Twój komentarz. Pozdrowienia z krainy fiordów.