O pięknych Lofotach, bogu Njordzie i procesie pisania z Joanną Gajewczyk.

 (...) Gdzieś w mojej duszy gra pieśń północy. Tego jestem pewna (...)” Joanna Gajewczyk, autorka książki Njord”.

Joanna Gajewczyk.

Magdalena Kalwak (KulTur - gdzie Norwegia spotyka się z Polską): Słuchając Twojej najnowszej powieści pod tytułem Njord” (wydawnictwo Mięta) przeniosłam się na norweskie Lofoty, gdzie dzięki Twoim słowom zostałam otoczona przez tajemnicze duchy, historie z przeszłości i przez niezwykłą przyrodę Królestwa Norwegii. W Twojej książce można poczuć Twój zachwyt nad tą krainą i się nim zarazić. Kiedy pierwszy raz postawiłaś swoje stopy w Norwegii?

Joanna Gajewczyk: To było dość dawno temu, byłam wtedy uczennicą liceum. Wraz z rodziną mojego ówczesnego chłopaka (obecnie męża 😉) wybraliśmy się do Szwecji, do ich znajomych. Po kilku dniach pobytu u nich, pojechaliśmy na cudowną wycieczkę przez Szwecję, docierając aż na Nordkapp, a wracając właśnie przez Norwegię. To było kilka dni podróży, gdzie mogłam podziwiać przepiękne, klimatyczne widoki Skandynawii. Zahaczyliśmy też o początek Lofotów i już wtedy te skaliste wyspy skradły moje serce.

Magdalena: To była piękna podróżJak się wtedy czułaś? Jakie smaki, zapachy, widoki zapamiętałaś? Ja pamiętam siebie sprzed wielu lat, kiedy to pewnego listopadowego, mroźnego poranka przyleciałam do Oslo Sandefjord Torp (jednego z lotnisk w Królestwie Norwegii) i spotkałam się z niebywałą życzliwością i uśmiechem, którymi to witali mnie Norwegowie w swoim kraju.

Joanna: Czułam się, jak u siebie. Gdy mam możliwość przebywania w Norwegii, w ogóle w Skandynawii, to czuję się, jakbym była w domu. Gdzieś w mojej duszy gra pieśń północy. Tego jestem pewna. Z pierwszej wizyty nie pamiętam konkretnych smaków, czy zapachów. Byłam tak zauroczona krajobrazem, że te zmysły zeszły na drugi plan. Cieszyłam oczy każdym zakątkiem, skałą, fiordem, napotkanym reniferem, lasem czy uroczymi dolinami.

Magdalena: Oj, bardzo dobrze Cię rozumiem. Norwegia może oszołomić. Co Cię najbardziej ujęło w Krainie Fiordów?

Joanna: Surowość skał, dominująca przyroda, klimatyczna gra światła i ta wyczuwalna w powietrzu duchowość. Norwegia to kraj, w którym lepiej się słyszymy. 

Magdalena: O, tak! W Krainie Fiordów czuć wyjątkowość. Większość miejsc, które opisujesz w swej książce istnieje naprawdę. Które z nich warto odwiedzić?

Joanna: Proponuję objechać całe Lofoty. Ja na pewno tak zrobię. Archipelag ciągnie się na 112 kilometrowej długości, więc bez problemu można zwiedzić go wzdłuż i wszerz. Na pewno warto zajrzeć na plażę w Rambergu. To właśnie tam mieszka bohaterka mojej książki. Jest to też jedna z najdłuższych plaż na Lofotach. Trzeba też zobaczyć miasteczko rybackie Reine. Chyba najbardziej fotografowane z powodu pocztówkowych widoków słynnych czerwonych domków na tle góry. Podobnie jest np. w Nusfjord, małej wiosce rybackiej. Dodam jeszcze jaskinię Refsvikhula, dostępną tylko pieszo przez góry lub łodzią od strony morza (tak dostała się tam moja bohaterka). Wewnątrz możemy odbyć podróż do przeszłości poprzez podziwianie naskalnych rysunków stworzonych ręką człowieka około 3000 lat temu.

Magdalena: Zatem można już planować podróże w te miejsca (śmiech). Proces twórczy nad Njord” przerwała Ci choroba (nowotwór piersi), którą pokonałaś i powróciłaś do pisania. Co najbardziej pomagało Ci przetrwać najgorsze chwile w owym czasie?

Joanna: Oczywiście moja kochana rodzina, ale także bliżsi i dalsi przyjaciele oraz znajomi. Każde słowo wsparcia, którotrzymałam w tym okresie, było ważne i pomagało. Traktowałam je, jak takie małe plasterki, którymi oblepiałam swoją ranną duszę. Dzięki temu tworzyła się swoistego rodzaju tarcza, która wspierała moją siłę i walkę. Odkryłam też, że pomaga mi gotowanie i pieczenie. Gdy czułam, że nadciągają ciemne myśli, szłam do kuchni i przyrządzałam różne dania. Skupiona na tym, ignorowałam szarą chmurę nad głową tak długo, aż sobie odpłynęła. Było to dość dziwne, jeśli chodzi o mnie, bo ja nigdy nie lubiłam spędzać czasu w kuchni, a tu niespodzianka. Nie ukrywam, że pomógł mi w tym pewien znany, drogi garnek 😉. No i rodzina była zadowolona z ilości smakołyków.

Magdalena: Bardzo podoba mi się Twój sposób na „małe plasterki”. Muszę wypróbować. O swojej wygranej walce i emocjach Ci wtedy towarzyszących właśnie powstaje kolejna opowieść, która ukaże się w 2024 roku. Czy jest to inny rodzaj pisarstwa, kiedy cofasz się do bolesnych wspomnień?

Joanna: Przelałam w nią część emocji związanych z chorobą, ale to nie będzie historia stricte o chorobie. Gdy piszę o sprawach dotyczących mnie osobiście, tak naprawdę jest mi łatwiej pisać, bez znaczenia czy są to treści bolesne czy nie. Pisanie jest wtedy formą oczyszczenia z pewnych emocji, podzielenia się osobistymi myślami, co zawsze jest komfortem dla psychiki.

Magdalena: To taka autoterapia za pomocą procesu pisania. Njord” jest Twoją kolejną książką, która pojawiła się na księgarskich półkach, ale jest też pewna nowość - mianowicie - powstał utwór zespołu PLANETY promujący Twoją powieść, którego będzie można posłuchać już 3 listopada (Sezon Zórz). Njord” jest pełen spokojnego morza, ale także porywisty, jak północny wiatr Lofotów, ze szczyptą magii. Czy taka będzie też muzyka skomponowana do słów Twojej książki?

Joanna: Tak. Tekst napisał - po przeczytaniu powieści - lider zespołu – Kamil. Muzykę skomponowali tak, że mogę śmiało potwierdzić, iż idealnie współgra z fabułą powieści. Jest to utwór klimatyczny, zimny, ale jednocześnie ciepły, z cudownym wokalem Julki. „Sezon zórz” - tak zatytułowany jest utwór promujący książkę - ma linię melodyczną lekko ambientową, czuć w nim tę magię północy. Napiszę tak: dla mnie jest to bardzo emocjonujące oraz czuję się wyróżniona, że moja powieść będzie miała utwór napisany specjalnie do niej. Zazwyczaj słyszymy o piosence stworzonej do filmu, natomiast do książki już rzadziej. Jest więc na co czekać, a ja mam gęsią skórę, gdy tylko sobie o tym pomyślę. 

Magdalena: Zatem czekam z niecierpliwością na „Sezon zórz”. Tytułowy Njord, to bóg kojarzony z płodnością, bogactwem, żeglugą i rybołówstwem, a według mitów potrafi także uspokoić morze i ugasić ogień. Pochodził z boskiego rodu Wanów i był ojcem Frejra i Frei. Spotkałaś go może na Lofotach?

Joanna: Tak, jak wspomniałam wcześniej, udało mi się tylko zobaczyć fragment tego archipelagu, więc ominęły mnie te największe popisy Njorda. Mam na myśli wiatr. Wyspy są bardzo wietrzne i to właśnie szalejący tam, dominujący morski wiatr podsunął mi tytuł do książki.

Magdalena: I pięknie Njorda opisałaś w swojej powieści. Tak, jak ja, uwielbiasz czytać. Jakich autorów znajdziemy na Twoich półkach? Czy są tam też norweskie nazwiska?

Joanna: W mojej domowej bibliotece jest dużo różnych książek. Powieści zarówno polskich, jak i zagranicznych pisarzy. Jest mi szczególnie bliska kolekcja książek „Saga o Ludziach Lodu” Margit Sandemo, dzięki której zafascynowałam się krajami skandynawskimi. Znajdą się też książki Deana Koontza, amerykańskiego autora świetnych thrillerów. Ogólnie mam sporo książek z gatunku urban fantasy, romansów, horrorów, trochę kryminałów, jak i powieści obyczajowe. Z norweskich nazwisk mogę wymienić Jo Nesbø, czy Herbjorg Wassmo „Księga Diny”.

Magdalena: Dużo, ciekawych lektur. Ja pisząc swoją bardzo osobistą książkę (do której szukam wydawcy) siadywałam w gabinecie przy dębowym biurku i piórem maczanym w czerwonym tuszu w kałamarzu, pykając fajkę z wiśniowym tytoniem, rozliczałam swoją przeszłość. Jak wygląda Twoje miejsce do pisania?

Joanna: Twoje miejsce pisania jest bardzo klimatyczne, w przeciwieństwie do mojego 😉. Ja piszę przy biurku, ale wolę korzystać z laptopa siadając w różnych częściach domu. W zależności od weny. Natomiast najlepiej mi się tworzy poza domem, w kawiarni. Szum kawiarniany dobrze mnie nastraja i piszę wtedy najwięcej. Staram się więc często wychodzić do jakiejś kawiarenki, by popisać sobie przy kawie i dobrym ciachu.

Wywiad autoryzowany.

Wszystkie fotografie pochodzą od autorki, Joanny Gajewczyk.

Redakcja i korekta tekstu - Magdalena Kalwak.



Komentarze