Recenzja książki Marty Motyl: „Munch. Nie tylko Krzyk” (Wydawnictwo LIRA, 2024).
„(...) (Nad)wrażliwy Munch doświadczał z podwójną – o ile nie z potrójną – siłą traum z dzieciństwa wskutek utraty matki i siostry, aktualnego stanu relacji z rodziną, związków z bohemą i femme fatale, wojny płci (...). Wszystkie powyższe nie tylko głęboko przeżywał, lecz także głęboko przetwarzał (...). Żeby zmniejszyć ich ciężar, musiał malować. Zatem, co tylko przeżywał, pokazywał w zwierciadle swoich obrazów, nawet jeśli czasem w krzywym zwierciadle. Stąd przyznawał: „Moja twórczość to właściwie świadectwo o mnie samym i próba wyjaśnienia sobie samemu mojego stosunku do świata – wypływa więc właściwie ze swoistego egoizmu”. Jednak zaraz dodawał: „Ale zawsze mam nadzieję, że dzięki niej pomogą innym osiągnąć pewne zrozumienie” - fragment najnowszej książki Marty Motyl: „Munch. Nie tylko Krzyk” (Wydawnictwo LIRA, 2025), która zabiera czytelnika do świata najwybitniejszego norweskiego artysty jakim jest Edvard Munch. Odkrywając tajemnice malarza i zaklęte w obrazach jego własne życie. Życie pełne smutku, melancholii i rozczarowań, ale także niezwykłych obrazów, nastrojów i miłości. I mnie Marta (pisarka i historyczka sztuki, autorka kolaży) tam zabrała.
![]() |
Fotografia za: Wydawnictwo LIRA. |
„(...) Doktor Christian Munch na sofie (1881) nie ma w sobie ani krzty sztuczności. Sposoby wciśnięcia się w fotel, wyciągnięciu płachty gazety, podparciu brody dłonią zamyśleniu ojciec wydaje się oddany przez syna w skali jeden do jednego. Poducha i obrus dopełniają obrazu bycia przyłapanym we własnym domowym zaciszu. Nie licząc miękkich mebli i dodatków, wrażenie przytulności wywołuje stonowana paleta beżów, brązów, szarości. Portret ojca jest dowodem na to, że nawet jako młody malarz Edvard potrafił tworzyć niewymuszone, nasycone intymnością i nastrojowością wizerunki. Wszak to jeden z pierwszych poważnych portretów w jego dorobku! (...)”, i pierwsze miłości: „(...) Problemy zaczęły się, od jego pierwszego zakochania począwszy. Latem 1885 roku, przebywając z rodziną w nadmorskiej miejscowości Borre, Edvard poznał femme fatale numer jeden, mianowicie Emilię vel Milly Thaulow, kobietę starszą od siebie o cztery lata i zamężną. Smukła piękność o delikatnych rysach, rudowłosa i zielonooka (...) każdy jeden oglądał się za taką damą (i pewnie każda jedna). Jakże za tym miałaby nie wpaść w oko czujne i czułe jak żadne inne? (...)”, aż po dzień śmierci: „(...) 23 stycznia 1944 roku, wstał i urządził sobie spacer po domu. Co z tego, skoro po południu gorsze samopoczucie złożyło go z powrotem do łóżka. Punkt osiemnasta odszedł we śnie. Przyczyną śmierci było nagłe zatrzymanie krążenia (...)”.
![]() |
Zdjęcie za: Wydawnictwem LIRA. Jak zachęca wydawca: „Krzyk Edvarda Muncha jest na tyle wyrazistym i wymownym obrazem, że został przekształcony w emotikon oznaczający strach. Jednak w swoim malarstwie Munch oddawał całą paletę uczuć: od miłosnych rozkoszy po refleksje nad przemijaniem, mistrzowsko łącząc prostotę form z siłą barw. Dzisiaj jego obrazy działają na widzów z całego świata, ponieważ są jak lustro, w którym każdy może zobaczyć odbicie swoich pragnień i lęków”. I Wy możecie je zobaczyć czytając tę książkę. „Munch. Nie tylko Krzyk” to niezwykła forma prezentacji tak wyjątkowej postaci, jaką jest po dziś dzień Edvard Munch. Gorąco polecam - Magdalena Kałwak (autorka książki: „Niezapominajka, czyli o tym, o czym nie da się zapomnieć. Historia prawdziwa”, wydawnictwo Ridero, 2024). Jeśli zaś chcecie bliżej poznać autorkę tej niezwykłej książki, zapraszam do mojej z nią rozmowy na portalu KulTur: https://portalkultur.blogspot.com/2024/12/z-marta-motyl-o-munchu-sztuce-i-pracy.html. Współpraca recenzencka z Wydawnictwem LIRA. |
Komentarze
Prześlij komentarz
Dziękujemy za Twój komentarz. Pozdrowienia z krainy fiordów.