„(...) moje serce jest polskie (...)" - Leiv Igor Devold (reżyser filmu "Norwegian dream").

 „(...) Wszyscy byliśmy w życiu outsiderami (...)” - Leiv Igor Devold (reżyser film Norwegian dream”).

Leiv Igor Devold - fotografia Dagsavisen.no

Magdalena Kalwak (KulTur): Pracowałeś przez 11 lat nad swoim filmem: „Norwegian dream”. Co się wydarzyło przez ten czas?

Leiv Igor Devold: Wpadłem na ten pomysł 11 lat temu, kiedy to dostałem książkę od mojego producenta. Później projekt przeszedł przez wiele etapów, ale historia potem obrała inny kierunek. W gruncie rzeczy zawsze była to historia miłosna między różnymi kulturami. Dużo pracowałem przy filmach dokumentalnych, więc podczas opracowywania nowego filmu lubię wgryźć się w temat i zrobić dokładny research. To znaczy, rozmawiam z ludźmi i zanurzam się w świecie, który chcę odkryć. Przeprowadzając się do Trondheim w 2017 roku, skupiłem się na tym projekcie najbardziej. Od tego czasu producent Håvard Wettland Gossé i ja, włożyliśmy bardzo wiele wysiłku w pracę nad tym przedsięwzięciem. Realizacja filmu jest kosztowna, a duża część pracy to także pozyskanie środków na jej realizację. Prezentowaliśmy projekt filmu w Cannes, Haugesund, na Nowych Horyzontach we Wrocławiu, Cottbus w Niemczech, Göteborg w Szwecji, na festiwalu BFI w Londynie i wielu innych miejscach. Napisaliśmy niezliczoną ilość podań i otrzymaliśmy wiele odmów, ale ostatecznie również wiele pozytywnych odpowiedzi.

Równolegle, najpierw pracowałem nad scenariuszem z Gjermundem Gisvoldem i Radosławem Paczochą, a stopniowo do projektu dołączyła Justyna Bilik. Z Justyną na pokładzie prace nabrały tempa. Latem 2021 roku otrzymaliśmy dofinansowanie, a jesienią tegoż roku nakręciliśmy film. W 2022 roku montowaliśmy film i dokonaliśmy postprodukcji dźwięku i obrazu - a teraz - nareszcie - film jest gotowy! Trafi do norweskich kin już dziś, 17 marca.

Magdalena: To wspaniale! Gratulacje! W „Norwegian dream” opowiadasz o trudnej historii, którą warto pokazać publiczności. Dlaczego wybrałeś tak ciężki przypadek?

Leiv Igor: Historia Roberta jest wymyślona. W trakcie pracy spotkaliśmy ludzi, którzy mają podobne doświadczenia, ale w gruncie rzeczy zawsze był to fikcyjny pomysł. Fascynuje mnie podział kulturowy między Wschodem, a Zachodem w Europie, co w moim przypadku nie jest nienaturalne, bo jestem Polakiem i Norwegiem zarazem, mieszkającym w Norwegii. Samolotem z Oslo do Warszawy jest tylko dwie godziny, ale różnice kulturowe są czasami większe, niż mogłoby się wydawać. Szczególnie być może dla grupy społecznej LGBT+. To było coś, co uznałem za ekscytujące i ważne do pokazania.

Magdalena: Masz rację. Istnieją duże różnice kulturowe między Polską, a Norwegią. W „Norwegian dream” jest wiele różnych opowieści emigrantów z Polski. Czy jest też coś z Twoich doświadczeń?

Leiv Igor: Wychowałem się w polskim środowisku w Norwegii i wiem, że każdy znajdzie swój sposób na aklimatyzację w nowym kraju, do którego przyjeżdża. Ale jest też wiele podobieństw. Zostajesz „wrzucony” w nową kulturę i stajesz przed wieloma  wyzwaniami. W tym przypadku zainspirowały nas różne historie i doświadczenia, którymi podzieliło się z nami wiele osób. Ale muszę podkreślić, że nie jest to dokument. Wiem też, że kilka osób ma podobne doświadczenia. Nie reprezentujemy wszystkich. To tylko jedna z wielu historii o Polakach. Każdy ma swoją indywidualną opowieść. Więc w pewnym sensie jest nadzieja, że każdy znajdzie coś, w czym się rozpozna. Wszyscy byliśmy w swoim życiu outsiderami. A znajdowanie strategii i sposobów walki o własną godność, gdy życie jest pełne wyzwań, jest czymś, z czego, mam nadzieję, czerpie inspirację więcej osób.

Fotografia ze zbiorów reżysera.

Magdalena: Zapewne każdy z nas przeżył choć raz chwilę odosobnienia i niezrozumienia przez środowisko, w którym żyje. Na planie filmowym wiele się dzieje i przytrafiają się różne sytuacje. Masz jakieś anegdoty z kadrów do Norwegian dream"?

Leiv Igor: Film kręciliśmy w 26 dni na Hitrze, Frøyi, w Orkanger i w Trondheim. Nakręcenie filmu to mnóstwo pracy. Nie tylko tworzenie tego świata i życie w historii filmu. Kiedy w końcu skończyliśmy, miałem dość silną reakcję emocjonalną na fakt, że udało nam się to zrobić. Zanim skończyliśmy zdjęcia, pracowałem nad filmem od ponad dziesięciu lat… 

Jeśli zaś chodzi o to, co najlepiej pamiętam, to to, że na planie byliśmy zgranym, międzynarodowym zespołem. Film jest koprodukcją polsko - norwesko - niemiecką, więc w ekipie, która pracowała nad filmem, mieliśmy przedstawicieli wszystkich tych krajów. I nie tylko. To było ekscytujące, a zarazem zabawne. Chciałbym też podkreślić świetną pracę z aktorami, którzy moim zdaniem, błyszczą w swoich rolach. Dla Huberta prawdopodobnie bardzo trudno było kilka razy wskoczyć do zimnej, norweskiej, jesiennej wody, aby uzyskać odpowiednie zdjęcia do niektórych scen. Ale on się nie poddał! Naprawdę ciężko pracowaliśmy, aby ten film powstał…

Magdalena: Potrafię sobie to wyobrazić. W mediach pojawia się wiele informacji o Twoim filmie jeszcze przed premierą, a na forach internetowych dla Polaków mieszkających w Norwegii wrze. Rozgorzały dyskusje na temat tego obrazu filmowego, mimo że publiczność jeszcze go nie widziała. Czytałam niektóre z tych nienawistnych wypowiedzi i wstydzę się za Polaków, którzy je napisali. To bardzo smutne i przerażające, że ludzie wciąż mogą tak nienawidzić innych. Ty zabrałeś głos w tej sprawie zamieszczając post na social mediach, jednak bez nazwisk osób, które są tak wrogo nastawione do innych.

Leiv Igor: Muszę przyznać, że trochę zaskoczyła mnie ilość krytycznych komentarzy. I masz rację. Niektóre z nich są wręcz nienawistne. Smutna to lektura. Ale też sporo pozytywnych komentarzy typu: „kciuk w górę”, czy „serduszko”, lub też wspierające słowa. Jednocześnie krytyczne komentarze często pokazują, że istnieje wiele uprzedzeń. Niestety. Trzeba jednak pamiętać, że wielu z tych, którzy przyjeżdżają do Norwegii, już teraz czuje się źle reprezentowanych przez norweskie media, a wielu pracuje w złych warunkach, takich jak te, o których opowiadamy w filmie. Wielu z tych, którzy są krytyczni, martwi się tym, jak są reprezentowani w Norwegii. To rozumiem. To pokazuje zaangażowanie, które uważam za dobre. Chodzi mi o to, że byliby zaskoczeni, gdyby rzeczywiście poszli zobaczyć ten film, ponieważ pokazuje on wiele aspektów złożonego problemu. To jest tak, że opowiadamy jedną historię złożoną z wielu. To nie jest tak, że ta historia jest reprezentatywna dla wszystkich. To jest niemożliwe. Ważne jest dla mnie podkreślić że film stara się opowiedzieć uniwersalną historię, o tym, że najwspanialsza jest miłość.

Magdalena: Zapewne nie było to łatwe zadanie, ale jesteś przewodniczącym Norweskich Reżyserów Filmowych (NFR) od 2022, więc pewnie sobie z nim poradziłeś. Jaka była Twoja droga do tego miejsca?

Leiv Igor: Byłem w zarządzie NFR, przez sporo lat w okresie od 2013 do 2022 roku. Uczestnicząc w życiu zawodowym w różnych formach organizacji związkowych, możesz wzmocnić swoją pozycję wobec pracodawców, niezależnie od tego, czy pracujesz w branży budowlanej, czy jako reżyser w branży filmowej. Dzięki zaangażowaniu w NFR nawiązałem też nowe znajomości i dostaję profesjonalne wsparcie. To ekscytująca, ale i wymagająca praca.

Magdalena:  I z mnóstwem wyzwań, jak sądzę. Urodziłeś się w Warszawie, ale wychowałeś w Oslo. Mieszkasz teraz ze swoją rodziną w Trondheim. Dlaczego właśnie tutaj, a nie w stolicy Norwegii?

Leiv Igor: Właściwie, to moja mama podążyła za swoim „norweskim marzeniem”. Przyjechała do Norwegii w 1975 roku i rozważała powrót do Polski, ale wtedy był to „najgłębszy” komunizm i zdecydowała się zostać w Norwegii, gdzie poznała mojego ojca, Norwega. Dorastając dużo podróżowałem do Polski. Więc mam bliskie związki z tym krajem. Moja mama jest Polką, a kiedy studiowałem w Polsce (w szkole filmowej w Łodzi) poznałem też moją polską żonę. Tak więc osobiście jestem imigrantem w drugim pokoleniu, ale zarówno przez moją matkę, jak i żonę,  codziennie widzę, jak to jest być imigrantem w pierwszym pokoleniu w Norwegii. A Trondheim dlatego, gdyż jestem wykładowcą na NTNU. Jesteśmy więc pracownikami zarobkowymi w Trondheim.

Magdalena: Wyreżyserowałeś i wyprodukowałeś ponad 12 filmów dokumentalnych i krótkometrażowych, które zdobyły wiele nagród. Dlaczego dokument?

Leiv Igor: Zawsze fascynowała mnie rzeczywistość. Uważam, że ważne jest, aby pokazać społeczeństwo, w którym żyjemy. Tym razem pracowałem z fikcyjną historią, ale użyłem metod dokumentalnych, ponieważ rozmawialiśmy z wieloma różnymi ludźmi, którzy dzielili się swoimi doświadczeniami, jako pracowników migrujących do Norwegii. Mam na myśli to, że Polacy, którzy stanowią największą mniejszość narodową, są niestety niedoreprezentowani w społeczeństwie norweskim. Norweskie media dużo mówią o Polakach, ale rzadko słyszy się polską perspektywę. Reprezentuję oczywiście nie wszystkich Polaków w Norwegii – wiem to. Ale mam silny związek z Polską.

Zawsze czułem, że moje serce jest polskie i chciałem wykorzystać swoją wiedzę zarówno o Norwegii, jak i o Polsce, aby opowiedzieć historię, która tym razem nie jest dokumentalna, ale być może faktycznie mogła się wydarzyć.

Magdalena: Tak, to bardzo ważne, aby pokazywać naszą rzeczywistość. A który norweski film zrobił na Tobie największe wrażenie?

Leiv Igor: Dobre pytanie! Podobał mi się „Kiedy noce są długie”, który również ma polsko - norweską perspektywę:

https://www.youtube.com/watch?v=3irDRUtw_lo

Zawsze lubiłem dużo polskich filmów, np. Kieślowskiego, ale też Wajdę. 

Norweskiego... hmmm... Może - Co ludzie powiedzą?" film Iram Haq, czy „Reprise” Joachima Triera, czy też „Jak mnie widzisz” Daga Johana Haugeruda: https://tv.vg.no/video/55797/trailer-fra-jak mnie widzisz

No i oczywiście Upperdog" z Agnieszką Grochowską w jednej z głównych ról:

https://www.youtube.com/watch?v=S0kv2aRWLCs

Lubię filmy, które eksplorują wielowarstwowe historie na styku różnych kultur.


Wywiad autoryzowany.


Redakcja, korekta tekstu

i tłumaczenie z języka norweskiego - 

Magdalena Kalwak.







Komentarze